17.12.2017

Jak najszybciej, najłatwiej i najtaniej dojechać z Bangkoku do wodospadów Erawan?


Każdy, kto samodzielnie planuje wyjazd na wakacje z reguły kieruje się głównymi kryteriami: zobaczyć jak najwięcej za jak najmniej i w dodatku w ograniczonych ramach czasu. Ja jeszcze dorzucam do tego pakietu przynajmniej minimum komfortu podróżowania i noclegowania.  


Nie jestem typem podróżnika, który z plecakiem przemieszcza się z miejsca, na miejsce, co nie oznacza, że pozbawiam się możliwości bycia również w wielu ciekawych miejscach. Staram się w jednym miejscu osiąść na kilka dni, poznać dokładniej okolice i z jednej bazy noclegowej docierać do konkretnych atrakcji. Każdy ma swój pomysł na podróż i zwiedzanie, mój jest akurat taki.

Mieszkając kilka dni w Bangkoku, w czasie realizowania wcześniej założonych celów podróży (zapraszam do poczytania innych postów), uważnie się rozglądałem i zbierałem na miejscu informacje, gdzie, jak za ile i skąd można się dostać do wodospadów Erawan. Z uzyskanych wcześniej informacji, również od innych blogerów i podróżników, planowałem pojechać spod Monumentu Victorii do Kanchanaburi i potem do Erawan. Jednak, będąc już na Monument Victory, bardzo trudno było znaleźć właściwą zatokę, z której odjeżdżały busy w konkretnym kierunku, dodatkowo jak już wcześniej wspominałem mieszkałem blisko Khaosan Road, i stamtąd do Victory Monument też musiałem się jakoś dostać. Według takich planów podróż mogłaby zająć dużo godzin w jedną stronę.


Bangkok, Victory Monument - wokół ronda dużo zatok, z których odjeżdżają busy i autobusy w różnych kierunkach Tajlandii, dodatkowo fragment przejścia do metra i nadziemne metro.  


Postanowiłem więc pójść na łatwiznę i zaryzykować jazdą na zorganizowaną,  przez lokalne biuro podroży, wycieczkę. Jak powyżej pisałem, mieszkałem blisko Khaosan Road, co chyba każdy wie, że jest to centrum życia turystycznego w Bangkoku. Na tej ulicy i w pobliżu jest mnóstwo lokalnych biur podróży, które trudnią się organizowaniem wycieczek, do różnych atrakcyjnych miejsc w okolicy. Jeżeli szuka się oszczędności, proponuję poszukania kilku biur i porównania cen, ponieważ różnice potrafią być znaczne za tą samą wycieczkę. 

Na ulicy Chakrabongse Road (skrzyżowanie z Khaosan Road) znalazłem biuro, które wg mnie miało najatrakcyjniejsze oferty cenowe. Za wycieczkę na Erawan płaciliśmy po 1000 thb od osoby. W pierwszym momencie wydaje się dużo, ale w cenie wyjazdu był przejazd do Erawan ok. 200 km, w jedną stronę, wstęp do Narodowego Parku Erawan, obiad na terenie Parku Erawan, oraz w drodze powrotnej postój przy słynnym moście na rzece Kwai. Przeliczając poszczególne koszty + zaoszczędzony czas i komfort w podróży, moim zdaniem było warto. 

Było kilka opcji wycieczki, ja wybrałem najtańszą, w dodatkowych opcjach można było po drodze zaliczyć pływający targ wodny Dumnoen Saduak, lub jak ktoś chciał, to dodatkowo jazdę na słoniach. Okazało się, że najtańsza opcja była chyba najbardziej właściwą ponieważ dodatkowe atrakcje, poza dodatkową ceną, były organizowane kosztem czasu jaki można było spędzić na wodospadach Erawan. W najtańszej opcji mieliśmy 5 godzin wolnego czasu na spacerowanie wzdłuż wodospadów, i tego czasu wcale nie było za dużo, w bogatszej wersji wycieczki czas na wodospady to tylko 3 godziny, reszta na pozostałe atrakcje. 


A jak wyglądała sama wycieczka?

Ogólnie było super. Trzeba wziąć pod  uwagę, że to są wakacje i wszystko powinno być na luzie więc należy malutkim Tajom wybaczyć pewne niedociągnięcia. 

Wycieczka miała zaczynać się dość wcześnie rano jak dla wakacjowicza, i miała być z przewodnikiem mówiącym po angielsku. Przybyliśmy więc na wyznaczone miejsce dość wcześnie rano i czekaliśmy cierpliwie na kokoś, kto miał nas zabrać na wycieczkę. Czekała z nami jeszcze jakaś para. Po kilkunastu minutach czekania przyjechała na malutkim różowym rowerku malutka pani czy dziewczynka, nie potrafiłem odróżnić. Była bardzo zdyszana, troszkę nerwowo pobiegała chwilkę  pomiędzy nami a biurem, po czym, jak to na każdej zorganizowanej wycieczce, okleiła nasze koszulki naklejkami oznaczającymi przynależność do danej grupy wycieczkowej.  Pani czy dziewczynka nie mówiła po angielsku, ale trochę się zaniepokoiliśmy ponieważ czekająca z nami para dostała inny kolor naklejek. Pani dziewczynka nie zważając jednak na nasz niepokój, machnęła ręką aby podążać za nią i za jej różowym rowerkiem.  Przeprowadziła nas kawałeczek, do busa, w którym już było kilka osób, ich też okleiła naklejkami, z tym że znowu w innych kolorach. Rozmawiając z pasażerami busa, dowiedzieliśmy, że każdy jedzie na wycieczkę, ale każdy ma inną opcję i prawie wszyscy powinni jechać na bardzo różne wycieczki. Wewnątrz busa powstało lekkie zaniepokojenie, natomiast malutka pani, wykonała jeszcze kilka nerwowych telefonów, swoim pięknie zdobionym, oczywiście na różowo telefonem. Po kilku minutach przyjechał jeszcze jeden bus. Wśród pasażerów obu busów zrobiono wg nieznanych nikomu zasad roszadę, poprzesadzano jednych do jednego auta, innych do drugiego. Z około pół godzinnym opóźnieniem wyruszyliśmy, jednak wśród pasażerów nadal panował niepokój, ponieważ prawie każdy miał inną opcję wycieczki. Kierowca nic nie mówił, jechał gdzieś, nie wiadomo gdzie, a pasażerowie w końcu odpuścili. Po około godzinnej jeździe kierowca zatrzymał się na stacji benzynowej. Na kartce napisał do której mamy break, jedną ręką pokazał toiltes, drugą ręką shops i tak to po angielsku nam wszystko wytłumaczył. Potem znów jechaliśmy i znów postój i te same informacje. W międzyczasie dojechał inny bus z innymi turystami. Znów nastąpiła roszada na dwa samochody, ale tym razem trafiliśmy do busa, gdzie wszyscy mieli jednakowe naklejki. I tak już bez problemu zostaliśmy dowiezieni do Parku Narodowego Erawan. Na miejscu kierowca poinformował nas pojedynczymi słowami gdzie mamy iść, ile mamy czasu i gdzie będzie obiad. 

Dalej już wszystko przebiegało zgodnie z planem. W drodze powrotnej mieliśmy krótki postój przy słynnym moście na rzece Kwai (czytaj tutaj). Potem znów nastąpiła wymiana pasażerów pomiędzy busami i tak późnym wieczorem dotarliśmy do Bangkoku.

Cały przejazd opisałem dość szczegółowo, aby nie obawiać się korzystania z lokalnych usług turystycznych. Pozorny chaos, nie oznacza braku organizacji, ani tego że zostaniemy oszukani. 

W czasie mojego pobytu w Tajlandii kilka razy, w różnych miejscach korzystałem z lokalnych biur podróży (o tym w innych postach) i nigdy nie zostałem oszukany, a wręcz przeciwnie zobaczyłem więcej w dużo prostszy sposób, a często nawet tańszy, niż byłbym w stanie zrobić to samodzielnie.




BONUS
Jeżeli szukasz dowolnego zakwaterowania w dowolnym miejscu na świecie, dokonasz i zrealizujesz rezerwację za pośrednictwem tego linka  otrzymasz od booking.com bonus w wysokości 50 zł.

Ilość bonusów ograniczona!



1 komentarz: